• Krystyna Pisarkowa, Pragmatyka przekładu. Przypadki poetyckie
Krystyna Pisarkowa, Pragmatyka przekładu. Przypadki poetyckie, Kraków 1998, 212 s. + 8 ilustr. kolor.
seria: Prace Instytutu Języka Polskiego PAN nr 106

1. Wielojęzyczność
„Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali.

I mówili jeden do drugiego: „Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu”. A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: „Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi”.

A Jahwe zstępując z nieba, aby zobaczyć to miasto i wieżę, którą budowali ludzie, rzekł: „Są oni jednym ludem i mają wszyscy jedną mowę i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem na przyszłość nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmyż tedy i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!”

W ten sposób Jahwe rozproszył ich stamtąd po całej ziemi, i tak nie dokończyli budowy tego miasta. Dlatego to nazwano je Babel, tam bowiem Jahwe pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Jahwe rozproszył ich po całej powierzchni ziemi” (Rdz 11, cyt. za Biblią Tysiąclecia).

Wielojęzyczność świata jest zapewne nie tylko skutkiem rozproszenia mieszkańców ziemi. Kryje się za nią także wieloznaczność innych znaków świata niż języki naturalne. Gdyby znaki na niebie i ziemi, którymi świat do nas przemawia, i które odczytujemy z różnych punktów widzenia, były jednoznaczne, człowiek nie musiałby ani tworzyć znaków nowych, ani ulepszać starych, ani poszukiwać nowych interpretacji czy języków. Odmienność języków naturalnych ukształtowana w różnych klimatach, w różnych warunkach geofizycznych, które świat ma człowiekowi do zaoferowania, pogłębiła się jeszcze w odmiennych kontekstach i sytuacjach kulturowych, którymi człowiek własnoręcznie ten świat zarzucił i zróżnicował. Jest ich tak wiele, że oczywistą konsekwencją tej wielości staje się potrzeba zaistnienia tłumacza-pośrednika i konieczność jego nieustannego pośredniczenia między budowniczymi, którzy by wznosili nowe odpowiedniki wieży Babel.

Prawdopodobne warianty przypadków wymagających pośrednika w komunikacji, czyli autora przekładów, bywają tak liczne, wielorakie i nieprzewidywalne, że próbowano je uchwycić w sieci teorii i terminologii. Ale niewyczerpana problematyka wymyka się uogólnieniom. W bogatej literaturze teorii przekładu brak z jednej strony potężnych, jednolitych nurtów, które charakteryzują historyczny rozwój językoznawstwa i innych jego działów, z drugiej – brak dzieł „przywódczych”, bezwzględnie królujących, także ogólnością teoretyczną, nad innymi. Trudno w tej literaturze zauważyć spójne wzajemne przenikanie się różnojęzycznych prac teoretycznych\'. Istota rzeczy może leżeć w heterogeniczności przedmiotu, na który składają się konkretne: języki, teksty, literatury, odmiany sztuk, grupy etniczne, historie ludów, które reprezentują, oraz inne przedmioty humanistycznych obserwacji. Możliwe, że przeciwko teorii działa tu właśnie sprzeczność między teorią z natury oderwaną od faktu, a pragmatycznym wymiarem przekładu, wspartym atrakcyjnością kazuistyki. Pragmatyczne spojrzenie na przekład, czyli obcowanie z konkretnymi wypadkami, narzuca przede wszystkim analizę nieprzetłumaczalnych kontekstów i nieprzetłumaczalnych kontrastów. Nawet najbliższe nam z racji pochodzenia języki indoeuropejskie (ale i niektóre inne) charakteryzują mocne kontrasty systemowe, jak choćby rodzajnikowość vs. bezrodzajnikowość czy aspektowość vs. brak aspektu. Z obecności tych kontrastów wyłaniają się jako dalsza konsekwencja w językach przeciwstawianych kontrasty pochodne. Będzie je cechować odmienność dystrybucji składniowo-semantycznej zaimków w ogóle czy odmienność składniowej i semantycznej dystrybucji wykładników kategorii czasu.

W obliczu kontekstów nieprzetłumaczalnych stanie każdy tłumacz, jeśli się podejmie pośrednictwa między odbiorcą a tekstem, który ma przekazać swoistą „prawdę” utworu literackiego, „nie pozbawioną wartości poznawczej, ale nie pretendującą do jednoznaczności obiektywnej prawdy sądów naukowych”. Te pierwsze znajdziemy w literaturze pięknej, a zwłaszcza w liryce. Te drugie, o których Roman Ingarden mówi: „sądy naukowe rzetelne i logiczne nie tylko roszczą sobie prawo do prawdy, lecz rzeczywiście są prawdziwe lub fałszywe”, znajdziemy przede wszystkim w dziele naukowym. Autor pierwszych nie tylko korzysta z właściwej językom, a ukrytej pod powierzchnią skórki każdego leksemu homonimii potencjalnej, która pozwala w kontakcie z nie znanym leksemowi kontekstem tworzyć nowe kombinacje semantyczne i frazeologiczne. Tę potencjalną otoczkę homonimiczną wyrazu każdy poeta chętnie rozbudowuje. Rozszerza mocą twórczej wyobraźni łączliwość frazeologiczną wyrazów, wydobywając tymi zabiegami nowe niuanse znaczeniowe. Możliwości takiej kreatywności „semotwórczej” nie są jednak niezależne ani od zasobu słownikowego konkretnego języka, ani od układu i struktury pól semantycznych tegoż leksykonu. Granicą swobody jest pojemność i tolerancja wyobraźni odbiorcy, której nie sposób zbadać. Poeta może się tej granicy domyślać. Ale nawet jeśli się jej domyśla, chce właśnie być „wolny” od narzucanych przez nią ograniczeń, by wręcz wyzwolić od nawyku ograniczania także odbiorcę. Podejmuje ryzyko nieporozumienia, posługując się nową metaforą i innymi nowymi grami z własnym językiem etnicznym i ze swoim odbiorcą. Jednak ryzyko tłumacza jest co najmniej dwukrotnie większe. Stawką w grze tłumacza są możliwości gry z dwoma językami. Potencjał wieloznaczności tkwi w każdym języku naturalnym, w jego wyrazach, w jego formach i tekstach.

Znakami, tekstami i ich znaczeniem zajmuje się oprócz językoznawstwa wiele innych nauk i ich dyscyplin. A żadna z nauk nie obywa się sama bez użycia znaków, bez formułowania tekstów, bez ich interpretacji, bez ustalania kanonu terminów wraz z ich definicjami. Dotyczy to zarówno nauk humanistycznych, jak i matematyczno-przyrodniczych, poczynając od teologii po medycynę i po matematykę. Studia prawnicze bywają definiowane jako „studia nad językiem tekstów prawnych”. Do teoretyków, ale i do praktyków prawa należy bowiem między innymi staranie, aby się w tekście prawniczym nie znalazły ani synonimy, ani homonimy. Tymczasem językoznawca gotów udowodnić, że w języku naturalnym nie ma idealnych synonimów, a poza niektórymi nazwami własnymi – nie ma wyrazu, który by nie był homonimem. Gdyby było inaczej, nie istniałby żaden przekład właściwy, bo na znaczenie wyrazu składa się zawsze więcej niż jeden sens składowy, czyli sem. W końcu jednak kontekst rozstrzyga ostatecznie o tym, które ze znaczeń (i semów) homonimu uruchomi nasza świadomość. Również o zastąpieniu wyrazu synonimem decyduje nie tylko kompozycja sensów składowych, ale też rozmieszczenie ich układów na tle kontekstu i w harmonii z nim. Wypróbowane synonimy wyrazu mogą się nadawać do tej roli tylko w wybranych kontekstach, a w innych okażą się synonimami rzekomymi. Dystrybucja zależy od semantycznej pojemności wyrazu, czyli od stopnia jego wieloznaczności. Im więcej cech semantycznych składa się na strukturę jego znaczenia, tym mniejszy będzie zbiór desygnatów i kontekstów, w których sedno wyraz trafia. Skrajnym wypadkiem zbiorów małych są nosiciele nazw własnych. Czasami wiemy o nich wiele. Wydaje się nam, iż znamy ich do szpiku kości, jak zły szeląg i możemy ich dotykać palcem lub ustami (...)

Krystyna Pisarkowa

Krystyna Pisarkowa, Pragmatyka przekładu. Przypadki poetyckie

  • Kod Produktu: Krystyna Pisarkowa, Pragmatyka przekładu. Przypadki poetyckie
  • Dostępność: 7
  • 9,99zł

  • Bez podatku: 9,99zł